Historia prawdziwa.
Październikowe szlaki bieszczadzkie. Szłam w stronę
Tworylnego, a za mną szła pani z panem w średnim wieku… Trwało to dość długo,
ale w pewnym momencie gdzieś skręcili i już ich nie spotkałam… Na drugi dzień
rano schodziłam z Połoniny Wetlińskiej (po wschodzie słońca) trochę zamyślona, trochę
niewyspana. Patrzyłam raczej pod nogi niż przed siebie, więc nie zauważyłam, że obok szlaku stoi para... Dopiero zareagowałam na „dzień dobry” :D Okazało się,
że to Ci sami państwo i od razu się zapytali, czy szłam wczoraj do Tworylnego… Skorzystałam
z okazji, żeby odpocząć i porozmawiać.
Para bardzo sympatyczna i jak to w życiu bywa
zaczęła się dyskusja o tym gdzie iść, jak z pogodą, co warto zobaczyć no i o
wyjątkowym pięknie Bieszczadów. Po chwili temat zszedł na dzieci i wnuki tej
sympatycznej pary. Pani namówiła córkę, żeby przyjechała w Bieszczady z dziećmi,
bo nigdy nie była, więc zadowolona spakowała siebie, dzieci i razem z nimi na 2
auta wyruszyła ku przygodzie…
Przygoda trwała krótko, w sumie to chyba się nawet
nie zaczęła, bo jak córka zobaczyła znak „zwolnij niedźwiedzie” wcisnęła hamulec
wrzuciła wsteczny i powiedziała, że nie ma takiej opcji, żeby w ogóle wysiadła
z auta…zawróciła do domu i już nigdy nie wróciła w Bieszczady :D Od tamtej pory
nieustannie nurtuje mnie pytanie jak Ci wszyscy ludzie tam tyle czasu przeżyli ;)
PS. Pamiętajcie jak zobaczymy taki znak to nie
wrzucamy wstecznego tylko zwalniamy :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz