Berehy Górne - że co?

3 listopada. Byłam niedaleko Przemyśla u rodziny. Pogoda przepiękna, więc stwierdziłam, że szkoda siedzieć w domu i trzeba się gdzieś ruszyć. Partner zaproponował Berehy Górne...
- Że co? - zapytałam
- No taka wieś i tam jest górka na której stoi Chatka...
Alternatywy były dość kiepskie, więc się zgodziłam.

Nie wspomniał, że to kawał drogi, więc zniesmaczona ze skwaszoną miną siedziałam ponad 1,5 h w aucie i wyglądałam tych Berehów... pytając co jakiś czas - daleko jeszcze?

Dojechaliśmy. Ufff.
Wysiadłam rozejrzałam się i w sumie oprócz parkingu i drewnianej budki po drugiej stronie nic nie było. Jaka to wieś? - pomyślałam.

No dobra. Nie będę marudzić i pójdziemy do tej chatki...
Z początku szło się fajnie, myślałam, że tak będzie już do końca, ale po 15 minutach zadyszana i zasapana znów zapytałam - daleko jeszcze?

- Chodź, nie marudź, żeby coś zobaczyć to trzeba wejść wyżej...

Szłam i sapałam jak stary dziadek, w końcu stanęłam i stwierdziłam, że nie wlezę, nie ma takiej opcji...
Zza zakrętu wyszła nagle starsza Pani jakieś 40 lat starsza ode mnie... i żwawym krokiem schodziła na dół. Patrzyłam z niedowierzaniem. Hmmm schodziła z góry, więc musiała na nią wejść.

Jak ona weszła to ja nie wejdę? A wejdę! Nawet na czworakach! Zebrałam się w sobie i ruszyłam do przodu.

Dotarłam do granicy lasu, ledwo.

- I gdzie te Twoje góry? Jakieś pola widzę?
- <cisza>

Szłam tak jeszcze trochę, aż w końcu stanęłam, żeby odsapnąć.
Wtedy się odwróciłam....
- Oooo matko jak pięknie!!! - wydarłam się.

Za plecami słyszałam tyko śmiech.

Do Chatki Puchatka doleciałam w skowronkach. To był ten dzień, ta chwila, która sprawiła, że zakochałam się w górach, a na 1 miejscu dla mnie od tamtej pory zawsze są Bieszczady.

Moje 1 zdjęcie w górach na Połoninie Wetlińskiej obok Chatki Puchatka, zrobione jakąś starą komórką.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz